Wyjeżdżając po raz pierwszy do Londynu mój budżet był dość ograniczony, a chciałam zostać, tu jak najdłużej i poznać tutejszą kulturę i zobaczyć najważniejsze miejsca. Ceny noclegów w centrum były tak zawrotne, że nie mogłam sobie na nie pozwolić. Jeśli dobrze pamiętam był to 2015 rok, a funt stał wtedy bardzo wysoko (około 6 zł). Zaczęłam, więc szukać noclegu poza centrum, w dzielnicach oddalonych od niego jak najbardziej, ale na tyle bliskie żeby można było sensownie dojechać do centrum (strefy 4-5). Było to także dla mnie ważne z powodu licznych pobytów w archiwum w Kew (The National Archives), a jednocześnie trzeba było jakoś dojechać do The British Library w centrum miasta. Wyjeżdżając do Londynu trzeba, bowiem jeszcze pamiętać o komunikacji, która nie jest wcale tania. Im więcej stref musimy wykupić tym drożej, ceny dochodzą nawet do 60-70 funtów na tydzień za osobę! Warto, więc wliczyć ten koszt w nasze plany żeby na miejscu się nie zdziwić. Tym sposobem mój pierwszy i to długi pobyt w Londynie spędziłam przede wszystkim w Richmond upon Thames (później dowiedziałam się, że to podobno jedna z najdroższych dzielnic Londynu!), które zauroczyło mnie na długie lata. Trafiłam wtedy jednak do Hotelu Qeens, który także zapadł w mojej pamięci, niestety z innych powodów…
Hotel Queens
W końcu znalazłam dość przystępne dla mnie cenowo miejsce (choć i tak było drogo w porównaniu do cen noclegu w Europie). Hotel nazywał się Queens – i tak, ta nazwa mówi sama za siebie. Było tak jak myślicie.
Z tym miejscem wiąże się kilka śmiesznych historii. Tak jak napisałam nie należał do najtańszych w porównaniu z cenami noclegów w Polsce czy Europie, ale wzięłam go też z powodu śniadania w pakiecie. To zawsze jakaś oszczędność. Po pierwszej nocy spędzonej w dosyć nieschludnym pokoju, w którego centrum obok łóżka stał zlewozmywak (o tak!) zeszłam na śniadanie. Podeszła do mnie pani i zapytała: „Would you like some toast?” – zapamiętam ten zwrot do końca życia. Od tamtego momentu słyszałam to zdanie codziennie przez następne 8 poranków. Okazało się, że śniadanie to te „słynne” tosty z solonym masłem lub dżemem. Ewentualnie jeśli ktoś lubi to do dyspozycji było mleko, którego nie dzierżę, i płatki. W związku z tym przez kilkutygodniowy pobyt w Londynie jadłam na śniadanie tosty smarowane solonym masłem, bo dżemu też nie lubię… Do dziś jednak wspominam to z uśmiechem na twarzy, a tosty uwielbiam!
Wspomniałam ukradkiem, że Queens nie było zbyt schludne. Kolejna zabawna sytuacja także rozgrywała się w jadalni, gdzie podawano śniadanie. Pewnego dnia spojrzałam na sufit i zobaczyłam tam sporych rozmiarów kiciatego pająka. Myślałam, że zejdę na miejscu, bo takich robali nie cierpię, ale okazało się, że mój nowy kolega towarzyszył już nie jednym gościom hotelu. Był wyschnięty na wiór. Wszystkie śniadania w Queens spędzałam jedząc tosty patrząc raz na jakiś czas na pająka ochrzczonego przeze mnie Eduardo. Nie sposób nie wspomnieć tutaj także o panu, który pojawiał się na śniadaniu bez butów. No cóż…każdy ma swoje przyzwyczajenia 🙂
Jednak Richmond upon Thames to nie tylko hotele zarządzane w szczególny sposób przez właścicieli. To także urocze miasteczko z pięknymi willami, zielonymi parkami a także zachęcającym do spacerów deptakiem nad Tamizą.
Zwiedzanie Richmond upon Thames
Jak się tu dostać?
Richmond to jedna z najdalej od centrum oddalona dzielnica Londynu (ok. 13 km), do której dojeżdża metro. W granicach tego miasta znajduje się dopiero od 1965 roku.
Najlepiej oczywiście podjechać tutaj metrem District Line (zielone). Najczęściej trzeba przesiąść się na Victoria Line albo na Earl’s Court, aby podjechać do Richmond. Stacja metra, na której należy wysiąść nazwa się Richmond. Dojeżdża tutaj także kolejka miejska, także stacja Richmond. Można także bez problemu przemieszczać się sprawnie jeżdżącymi autobusami, jednak w zależności od miejsca pobytu będą to różne linie.
Co zobaczyć w Richmond upon Thames
Deer Park – Richmond Park
Bez wątpienia największą atrakcją dzielnicy Richmond jest Deer Park, który stanowi część Richmond Park. Richmond Park należy zresztą do parków królewskich (Royal Parks), a także jest narodowym rezerwatem przyrody. Przyciąga on sporo spacerowiczów, bo jak wskazuje sama nazwa można tam spotkać jelenie, a także daniele! Powiązania rodziny królewskiej z tym parkiem sięgają jednak najprawdopodobniej XII wieku i Edwarda (1272-1307), kiedy ten teren nazywano Manor of Sheen. Nazwę na Richmond zmieniono dopiero za Henryka VII. W 1625 roku Karol I przeniósł swój dwór właśnie do Pałacu Richmond w obawie przed plagą w Londynie, a tutejsze tereny przekształcił w park dla jeleni i danieli. Jego decyzja o ogrodzeniu ziemi w 1637 r. nie cieszyła się jednak popularnością wśród okolicznych mieszkańców. Do dziś zachowały się fragmentaryczne mury, zostały także częściowo odbudowane i wzmocnione.


Deptak nad Tamizą
Inną atrakcją w Richmond, którą uwielbiam jest deptak nad Tamizą. Co ciekawe w czasie przypływów (codziennie, przeważnie wieczorem) część chodnika jest zalewana przez rzekę i można przejść tylko w kaloszach, nie polecam więc wyprawy w tym czasie, bo może być problem z powrotem. Przy deptaku znajdują się także restauracje i bary, a także wypożyczalnie łódek. Niedaleko od mostu znajduje się przystań dla większych statków, skąd można popłynąć w rejs do centrum miasta i zobaczyć najważniejsze atrakcje Londynu.



Spacer ulicami dzielnicy
Kiedy po raz pierwszy wysiadłam z metra w Richmond z wielką walizką, miałam wrażenie, że znajduje się w osobnym niewielkim angielskim mieście. Tutaj tak naprawdę bardziej czuć ducha Wielkiej Brytanii, niż w centrum Londynu. Zabudowa nie jest tak wysoka, nie ma tu wieżowców czy wielkich centrów handlowych, dominują niskie kamieniczki, lokalne małe sklepiki i klasyczne bary, gdzie można zjeść coś pysznego i napić się tutejszego piwa. Uwielbiam kręcić się między małymi domkami i po okolicznych parkach. Do tego można też tutaj zrobić zakupy, czy to spożywcze czy odzieżowe. Ogólnie w Richmond znajdziecie wszystko czego potrzebujecie. Mi czasem zdarzało się, że nie ruszałam do City of London, a zostawałam tutaj, aby móc delektować się tutejszym wolniejszym niż centrum Londynu życiem.

Teraz kiedy odwiedzam stolicę Wielkiej Brytanii, a nocleg mam gdzieś indziej niż Richmond, to i tak odwiedzam to miejsce, właśnie ze względu na widok na Tamizę. To przypomina mi o moim pierwszym, bardzo mocno wyczekiwanym pobycie w Londynie. Oby i Wam zapadł on w pamięci i w sercu tak jak mi 🙂
One thought on “Richmond upon Thames – moja ulubiona dzielnica Londynu”